sobota, 10 maja 2014

Full catastrophe living

Hm, hm, już ponad rok minęło od istnienia tego bloga. Przyznaję, że w pisaniu się ostatnio trochę zapuściłam...
Bo dziwna się stałam, mówię Wam, jakaś taka na dystans. Tak sobie żyję i patrzę, byle córusia zdrowa i szczęśliwa, a reszta- jakie ma znaczenie?
W sklepie byliśmy, meblowo-gadżetowym typu Ikea, wynaleźć córusi nowe łóżko dla dużej dziewczynki (bo mój Dzidziuś w paździeniku kończy trzy latka a wysoka jest na cztery- mówią, że po mamie i zwłaszcza tacie). Tyle tam było wszystkiego, serwetki, świeczki, duperelki, Ukochany biegał między półkami i zagarniał do koszyka, a ja tylko myślałam po co mi to, na co, jak dotąd żyłam bez tego to i pożyję dalej. Tylko sie dom niepotrzebnie zagraca. I tym ludziom kłebiącym się przy kasach, czy im naprawdę jest to wszystko potrzebne...?
Kiedy umierają jacyś samotni staruszkowie a ich dom idzie na sprzedaż, to cała ta menażeria jest nie do ogarnięcia, cały ten uzbierany przez lata dobytek, który ląduje, ukurzony i pachnący starością, w punktach sprzedaży fundacji Emmaus. Przy odrobinie szczęścia trafi mu się drugie życie a jak nie? Cóż, będzie sobie tak zagracał kulę ziemską przez wieki.
W pracy niby coś tam ma być, jakieś większe mam u szefów poważanie, że podwyżka może, że rozwinąć kompetencje?.. A ja się tak patrzę na to z boku, tylko w połowie zainteresowana i nie chodzi tu o motywację, chodzi o życie, ż y c i e... Gdzie będzie moje życie gdy praca zajmie jeszcze więcej czasu, którym będzie płynęło torem? Znajdzie dla siebie przesmyk pomiędzy dniem kiedy sie pracuje a nocą kiedy się śpi? A dziecko, kto będzie miał czas w tygodniu dla dziecka? Nie mówiąc o tym, że jeszcze wygospodarowuję, przecież muszę, dwa razy w tygodniu czas na basen i jogę. Ten czas dla siebie, który przynosi tak wspaniałe rezultaty w postaci giętkości i sprawności mojego ciała. Trzydzieści sześć lat w tym roku, cholera. A nie widać.
A czytanie? Ostatnio dorwałam  Full Catastrophe Living, na temat, który dobrze znam ale warto o tym czytać, zawsze warto. I praktykować medytacje- no z tym to j uż niestety trochę gorzej. A jak jeszcze dojdzie mi pracy to już w ogóle. Nie ma szans.
Ja mam motywację do życia, do bycia. Do słuchania radia FIP i własnego oddechu.
Nad morzem puszczam moich przodem i idę sama. Dziwna się stałam, samotnica. Na dystans. Muszelki na piasku układam. Nawet nie zamyślona, po prostu będąca.
I powiem Wam, że nigdy sie nie czułam tak żywa, jak właśnie teraz.

I taka o wszystko spokojna.



4 komentarze:

  1. Tez sie dziwna stalam, ale przez prawdziwa samotnosc tylko mam prace i nternet, A Ty masz rodzine masz z kim pogadac itd...Pamietaj o tym. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pamietam, pamietam :) zawsze pamietam.
      ale Ty taka sama to niedobrze, potrzeba przyjaciol, znajomych, brak zwiazkow miedzyludzkich wplywa na jakosc zdrowia, przyspiesza starzenie...

      Usuń
  2. skarbie, to ta pogoda sprawia, ze jestes taka pelna melancholii. Lampka (albo butelka) czerwonego wina, i zaraz bedzie lepiej!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz racje :) lampka czerwonego wina (choc wiosna preferuje rozowe) a najlepiej butelka! zaraz dostane kolorkow i ochoty na fieste :))

      Usuń