wtorek, 20 maja 2014

zupka

Długo o niej myślałam, tyle się marnuje, mówiłam sobie, tyle wyrzuca. W końcu, z pewną taką nieśmiałością, sięgnęłam do przepisu.
I stała się ! Wprawdzie za moją sprawą, ale stała się dziwnawa, ciekawa,  pysznie oryginalna w smaku  zupa z liści rzodkiewek.
Prościutka do zrobienia za to efektowna, troszkę kwaskowata jak szczawiowa ale odświeżająca, zupa krem z liści rzodkiewek wspaniale urozmaici wiosenny jadłospis.
Ja oczywiście jako osoba mająca hopla na punkcie zdrowej żywności BIO, polecam kupić -jak nie wszystkie produkty, to chociaż pęczek rzodkiewki w sklepie ekologicznym.
Prócz oberwanego z rzodkiewek, które na pewno znajdą swoje zastosowanie gdzie indziej ( my  wiosną podajemy rzodkiewki na aperitif)  pęczka potrzeba nam jeszcze cebulkę, trzy lub cztery ziemniaki, a ja innowacyjnie dodałam jeszcze jedno przesmaczne warzywo, które już znałam i używałam tylko do bulionu bo myślałam, że to pietruszka ; a mianowicie pasternak. Kto by przypuszczał, że korzeń pasternaku jest tak dobry w smaku ! Kto nie zna polecam spróbować, najlepiej podduszony na masełku albo w postaci purée z stylu ziemniaczanym- smaczniejsze i zdrowsze niż oklepane kartofelki.
Wracając do naszej zupy : w szybkowarze dusimy na maśle napierw talarki cebuli, zanim się zezłocą dorzucamy umyte zielone listki, ziemniaki i ewentualnie inne warzywa pokrojone w kosteczkę i tak sobie wszystko mieszamy przez kilkanaście minut. Jak już się dobrze poddusi to przykrywamy wodą  lub bulionem, zamykamy szybkowar i gotujemy około dwadzieścia minut do miękkości.
Na samym końcu dodajemy pieprz, sól i inne przyprawy oraz śmietanę lub, tak jak ja naturalny serek biały lub jogurt. Ilości nie podaję bo jestem zwolenniczką « według uznania »- jak ktoś sobie rzyczy gęściejsze to… i tak dalej. Teraz pozostaje nam tylko zmiksować i popróbować. 

Całego otowania było może na 30 minut a moja córunia, zazwyczaj niejadek, się zajadała.

Polecam J


sobota, 10 maja 2014

Full catastrophe living

Hm, hm, już ponad rok minęło od istnienia tego bloga. Przyznaję, że w pisaniu się ostatnio trochę zapuściłam...
Bo dziwna się stałam, mówię Wam, jakaś taka na dystans. Tak sobie żyję i patrzę, byle córusia zdrowa i szczęśliwa, a reszta- jakie ma znaczenie?
W sklepie byliśmy, meblowo-gadżetowym typu Ikea, wynaleźć córusi nowe łóżko dla dużej dziewczynki (bo mój Dzidziuś w paździeniku kończy trzy latka a wysoka jest na cztery- mówią, że po mamie i zwłaszcza tacie). Tyle tam było wszystkiego, serwetki, świeczki, duperelki, Ukochany biegał między półkami i zagarniał do koszyka, a ja tylko myślałam po co mi to, na co, jak dotąd żyłam bez tego to i pożyję dalej. Tylko sie dom niepotrzebnie zagraca. I tym ludziom kłebiącym się przy kasach, czy im naprawdę jest to wszystko potrzebne...?
Kiedy umierają jacyś samotni staruszkowie a ich dom idzie na sprzedaż, to cała ta menażeria jest nie do ogarnięcia, cały ten uzbierany przez lata dobytek, który ląduje, ukurzony i pachnący starością, w punktach sprzedaży fundacji Emmaus. Przy odrobinie szczęścia trafi mu się drugie życie a jak nie? Cóż, będzie sobie tak zagracał kulę ziemską przez wieki.
W pracy niby coś tam ma być, jakieś większe mam u szefów poważanie, że podwyżka może, że rozwinąć kompetencje?.. A ja się tak patrzę na to z boku, tylko w połowie zainteresowana i nie chodzi tu o motywację, chodzi o życie, ż y c i e... Gdzie będzie moje życie gdy praca zajmie jeszcze więcej czasu, którym będzie płynęło torem? Znajdzie dla siebie przesmyk pomiędzy dniem kiedy sie pracuje a nocą kiedy się śpi? A dziecko, kto będzie miał czas w tygodniu dla dziecka? Nie mówiąc o tym, że jeszcze wygospodarowuję, przecież muszę, dwa razy w tygodniu czas na basen i jogę. Ten czas dla siebie, który przynosi tak wspaniałe rezultaty w postaci giętkości i sprawności mojego ciała. Trzydzieści sześć lat w tym roku, cholera. A nie widać.
A czytanie? Ostatnio dorwałam  Full Catastrophe Living, na temat, który dobrze znam ale warto o tym czytać, zawsze warto. I praktykować medytacje- no z tym to j uż niestety trochę gorzej. A jak jeszcze dojdzie mi pracy to już w ogóle. Nie ma szans.
Ja mam motywację do życia, do bycia. Do słuchania radia FIP i własnego oddechu.
Nad morzem puszczam moich przodem i idę sama. Dziwna się stałam, samotnica. Na dystans. Muszelki na piasku układam. Nawet nie zamyślona, po prostu będąca.
I powiem Wam, że nigdy sie nie czułam tak żywa, jak właśnie teraz.

I taka o wszystko spokojna.